Będąc na kolacji w jednej z restauracji z kuchnią azjatycką, zamówiliśmy ze znajomymi wołowinę w sosie ostrygowym i była tak pyszna, że postanowiłam odtworzyć to danie w domu. Wyszła fantastyczna, intensywna w kolorze i smaku “chińszczyzna”, tak różna od każdej, jaką do tej pory miałam okazję przygotować. Jest to zdecydowanie jeden z moich azjatyckich faworytów. Polecam.
Składniki: (na 2-3 porcje)
- 20-30 dag chudej i miękkiej wołowiny (np. rostbef lub ligawa)
- garść chińskich grzybów Mun
- 1 cebula
- kilka liści kapusty pekińskiej
- pół szklanki marynowanych pędów bambusa
- 4 ząbki czosnku
- łyżka startego imbiru
- łyżeczka płatków chili
- 3 łyżki sosu ostrygowego
- 2 łyżki ciemnego sosu sojowego
- 2 łyżki sosu rybnego
- 1 łyżka miodu
- 2 szklanki bulionu wołowego
- 2 czubate łyżeczki mąki ziemniaczanej
- dymka
- olej arachidowy lub roślinny
marynata:
- łyżka jasnego sosu sojowego
- 2 łyżeczki oleju sezamowego
- łyżka wina ryżowego lub wytrawnej sherry
- łyżka mąki ziemniaczanej
Przygotowanie:
- Mięso pokroić w bardzo cienkie plasterki w poprzek włókien, następnie na mniejsze kawałki (najlepiej się kroi lekko podmrożoną wołowinę)
- Wołowinę zalać składnikami marynaty, wymieszać i odstawić na godzinę
- W międzyczasie grzyby Mun zalać gorącą wodą, odstawić na 20 minut, odcedzić i pokroić na mniejsze kawałki oraz przygotować bulion
- W woku lub głębokiej patelni rozgrzać 3 łyżki oleju i smażyć wołowinę aż zbrązowieje. Następnie przełożyć mięso na talerz
- Do woka dolać oleju, wrzucić pokrojoną w sporą kostkę cebulę i smażyć aż się zeszkli. Dodać posiekany czosnek i imbir, wymieszać
- Dodać grzyby, pędy bambusa, pokrojoną kapustę pekińską, płatki chili i smażyć razem minutę. Dodać mięso, sos ostrygowy, ciemny sos sojowy, sos rybny i miód
- W szklance bulionu wymieszać 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej, dolać do woka i smażyć aż zgęstnieje. Stopniowo dolewać pozostały bulion do uzyskania pożądanej konsystencji sosu
- Podawać z ugotowanym chińskim makaronem pszennym lub ryżowym, posypane posiekaną dymką
Smacznego:)
aż zgłodniałam 🙂
Z tego co pamiętam, żadna pora nie jest zbyt późna żeby zjeść “chińszczyznę” 😉